piątek, 13 czerwca 2014

Komary - koszmary

Zastanawiam się co płynie w moich żyłach, że te paskudy tak do mnie lecą. Nieważne, o której godzinie pojawię się na placu zabaw i tak wychodzę z nową kolekcją bąbli. Gdyby to kończyło się na zwykłych bąblach to bym się nie przejmowała, ale w większości przypadków pojawia się rumień i to taki o średnicy 10 cm minimum i opuchlizna. Nie odczuwam swędzenia tylko ból, który się nasila gdy jest gorąco. Mam dosyć. Ponieważ karmię MB piersią to nie chcę zażywać leków i muszę korzystać z tzw. "babcinych sposobów", które nie zawsze skutkują. Próbowałam już okładów z sody, cebuli i ziemniaków. Tatko kupił mi zapas olejków waniliowych, który podobno je odstrasza, to jeszcze tego spróbuję. Mama się śmieje, że odkąd wyprowadziłam się z domu to i ją zaczęły gryźć komary a wcześniej to wszystkie żerowały na mnie i reszta domowników miała spokój. Trudno jest jak jest. Dobrze, że dzieciaki nie pogryzione.

2 komentarze:

  1. U mnie podobnie- komary uwzięły się właśnie na mnie. Dobrze, że małą omijają, ale trochę niesprawiedliwe jest, że już męża nie tkną;).

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie tak samo. Do mnie lecą jak miś do miodku :D A męża zostawiają w spokoju :/ Coś tu jest nie tak. Kiedyś je napuszczę na męża. Nie tylko ja i ja :)

    OdpowiedzUsuń