W piątek poszłam z MB do lekarza na kontrolę.
Wzięłam też ze sobą Migotkę, bo było wolne miejsce a coś mi się nie podobało w
jej glosie. Wieczorem w czwartek zaczęła chrypieć i dziwnie piszczeć. Co prawda
Pani doktor mówiła, że ona jest już prawie zdrowa ale wolałam to sprawdzić. I
dobrze zrobiłam, bo okazało się, że Migotka ma zapalenie płuc. Chorujemy już
dokładnie dwa tygodnie i kolejny tydzień przed nami. MB już właściwie jest
zdrowy ale oczywiście antybiotyk musi wybrać do końca. We wtorek idę do kontroli
już tylko z Migotką. Kusi mnie żeby zabrać też MB ale lekarka mówiła, że
jeszcze coś złapie w gabinecie a tu jest pewna, że to już koniec choroby. Leków
moje dzieci biorą tak dużo, że aż musiałam sobie rozpiskę zrobić i wszystko
notuję. Migotka dostała sumamed i jak dotąd znosi go dobrze. Ma też leki
robione proszki i syrop. Tu z podawaniem jest gorzej ale i tak muszę przyznać,
że jest dzielna. Gorączki nie ma, osłabienia też. Biega jak zawsze.
Patrzę przez okno na spacerujących w promieniach
słońca ludzi i zwyczajnie im zazdroszczę. Pierwszy raz nie cieszy mnie wiosna i
przyroda budząca się do życia. Martwię się o moją dziewczynkę. Podjęłam już
decyzję, że teraz do przedszkola nie będzie chodzić. Może od września jeśli
jakimś cudem się załapie. Już dwa razy byłam w przedszkolu, żeby zostawić
dokumenty ale mi się nie udało. Kolejki takie duże a ja muszę zdążyć na
karmienie MB. W poniedziałek robię trzecie podejście. Może się uda - w końcu do
trzech razy sztuka. I mam jeszcze jedną prośbę, niech te choroby już się
skończą. Proszę. Gorzej się dziś czuję więc i mnie pewnie wirus nie ominął.