niedziela, 27 lipca 2014

Co zabrać?

Co zabrać nad morze? Najlepiej wszystko, tak to się przyda i to też - tylko auta się nie rozciągnie, niestety. A tak na poważnie, to ubrań dużo nie biorę. Znaczną część bagażu zajmują ręczniki ale z tego zrezygnować się nie da, chociaż Matka miała przez chwilę wizję suszenia latorośli suszarką do włosów. Zabieramy łóżeczko turystyczne dla MB i wózek spacerowy (tzw, parasolkę). Ciekawe jak mu się będzie w nim jeździło. Zabawki dla Migotki na plażę też muszą się zmieścić. Teraz robię tylko listę, wielkie pakowanie w piątek. Wiem, że wszystko można kupić na miejscu, pozostaje tylko kwestia - za ile. Odkąd podjęliśmy decyzję o moim urlopie wychowawczym o wiele bardziej zwracam uwagę na ceny. Z jednej pensji utrzymać naszą rodzinkę będzie ciężko, także wydatki trzeba planować. Trochę mnie przeraziły apele aptekarzy z nadmorskich miejscowości, żeby przywozić ze sobą leki i materiały opatrunkowe, bo przyjechało tak dużo turystów, że mają niedobory towaru. I znowu lista mi się wydłużyła....

czwartek, 24 lipca 2014

Kredki do malowania twarzy

Malowanie twarzy (oraz innych części ciała) to obecnie ulubione zajęcie Migotki. Dostała od cioci kredki do malowania twarzy i powstają piękne rysunki. Migotka rozpacza, że nie są na zawsze i tak łatwo się je zmywa. Matka w myślach dziękuje producentowi, że aż tak łatwo.



wtorek, 22 lipca 2014

Gdzie jedziemy na wakacje

Co chwilkę ktoś się mnie pyta o to, gdzie wybieramy się na wakacje. Zaczynałam odpowiedź, że do wyjazdu to jeszcze bardzo dużo czasu, ale okazało się, że właściwie to już tylko dwa tygodnie zostały, więc najwyższy czas rozglądnąć się za jakimś miłym pensjonatem. Ponieważ wcześniej nie wiedzieliśmy czy Tatko dostanie urlop to musieliśmy to zostawić na ostatnią chwilę. Od dwóch dni siedzę i dzwonię. Komputer przed oczami, komórka przy uchu, MB na rękach, Migotka przyklejona do nogi i dzwonię. Tak jak myślałam pół Polski jedzie nad morze wtedy co i my. Widocznie Tatko trafił z terminem swojego urlopu na jakiś szczyt urlopowy, bo nigdzie nie ma miejsc. Obdzwoniłam Jastarnię, Kuźnicę, Chałupy i dopiero w Krynicy Morskiej udało mi się znaleźć wolne miejsce. Często słyszałam, że nie ma miejsc dla tak dużej rodziny. Poczułam się trochę jak matka rodziny wielodzietnej i wcale mi z tym dobrze nie było. Na szczęście udało mi się zarezerwować dwupokojowe studio z aneksem kuchennym i namówiłam moich rodziców na wspólny wyjazd, bo cena, jak to w sezonie, niska nie jest. Dawno nie byłam z rodzicami na wakacjach a i Migotka nie może się już doczekać wyjazdu z ukochanymi dziadkami. Codziennie się mnie pyta, czy dziś jedziemy. To nasze pierwsze wakacje we czwórkę. Ponieważ wyjazd  tak dużej (wielodzietnej i wielopokoleniowej) rodziny to wyzwanie logistyczne rozpoczynam przygotowania od zaraz. Zacznę oczywiście od listy rzeczy do zabrania ale to dopiero jutro, bo dziś nie mam już na to siły.

piątek, 18 lipca 2014

Plastusiowy Pamiętnik

Migotka odkryła tę bajkę na TVP ABC i tak ją zachwyciła, że musiała w bibliotece wypożyczyć książeczkę o tym samym tytule, a ja musiałam jej zrobić Plastusia. Nie śmiejcie się, bo ja niestety nie posiadam zdolności manualnych i wyszło, to co wyszło. Wyglądał troszeczkę lepiej tuż po zrobieniu, zanim Migotka wzięła go w swoje łapki, ale tylko troszeczkę lepiej. Najważniejsze, że Migotce się podoba i to bardzo. Tatko nazwał go "gniotem" ale co on tam wie. Nie zna się i już!!


I czytamy teraz "Plastusiowy Pamiętnik" a Migotka kazała mówić do siebie "Tosia".

wtorek, 15 lipca 2014

Decyzja zapadła

Na początku października kończy mi się urlop rodzicielski. Ostatnie dni były dla mnie trudne, bo musiałam podjąć decyzję, czy wracać, czy też nie. Oczywiście tak jak zawsze wszystko rozbija się o kasę. Po przeliczeniu. ile będzie nas kosztowała niania , ile by zostało z mojej pensji, co zrobić gdy dzieciaki będą chore. wyszło na to, że lepiej będzie jeśli zostanę w domu. Ciężko nam będzie utrzymać się z jednej pensji, ale będziemy musieli sobie poradzić. Dziś wypisałam wniosek o dwa lata urlopu wychowawczego. Dziwnie mi z tym. Tatko całymi dniami pracuje, wraca późno ok 21 godz, więc większość rzeczy w domu robię ja. To samo musiałabym zrobić gdybym chodziła do pracy - tylko oczywiście w znacznie krótszym czasie i  kosztem czasu, który powinnam poświęcić dzieciakom. Skoro tata nie ma dla nich czasu to mama mieć musi. Myślę, że to dobra decyzja. Dobra dla dzieci, ale czy dobra dla mnie? Patrzyłam na moje koleżanki i czułam się jakbym teraz żyła w innym świecie albo na innej planecie. Moje życie bardzo różni się od tego jakie prowadziłam kiedyś, ale teraz musi tak być. Gdy MB pójdzie do przedszkola to ja wrócę do pracy, bo tak chcę. Na pewno mi się uda.

piątek, 11 lipca 2014

Mały jubileusz

Dopiero po opublikowaniu poprzedniego posta zauważyłam, że to był post nr 100. Ot taki mały jubileusz.

Czy to przyjaźń?

Mam dużo koleżanek i dużo znajomych, bo szybko nawiązuję kontakty ale przyjaciółkę mam tylko jedną. Przyjaźnimy się ponad 20 lat. Przeszłyśmy razem tyle, że można by nakręcić ze trzy komedie, dwa melodramaty i nawet jeden film sensacyjny. Dwa lata temu w pracy do naszego działu dołączyła nowa koleżanka Marta. Mnie wyznaczono na jej opiekuna, czyli miałam za zadanie nauczyć ją wszystkiego i pokazać jej firmę. Okazało się, że to sympatyczna dziewczyna i zdolna bestia bardzo, także miło nam się współpracowało. Gdy okazało się, że ciąża jest zagrożona i muszę zostać w domu, to Marta bardzo często mnie odwiedzała. Polubiły się z Migotką i w ten sposób Migotka zyskała przyszywaną ciocię. Tak się u nas podziało w rodzinie, że te przyszywane ciocie są fajniejsze niż te prawdziwe i bardziej się interesują dzieciakami - ale to już zupełnie inna historia. Ostatnio się zastanawiam, czy to jest jeszcze zwykła (ale już bardzo bliska) znajomość, czy też już przyjaźń. Ale to chyba dopiero czas pokaże. Teraz nasze relacje wejdą w nowy etap, bo okazało się że Marta jest w ciąży.

środa, 9 lipca 2014

Nie było mnie bo....

bo pogoda była taka piękna i pojechaliśmy do Sielpi na kilka dni. Oczywiście po powrocie tyle pracy mi się nazbierało, że nie wiem w co ręce włożyć, ale było warto. Żal było nie skorzystać z tak ładnej pogody. Migotka to "wodny dzieciak" także była w swoim żywiole. Z wody ciężko było ją wyciągnąć, czasu nie miała nawet na jedzenie. Ludzi było dużo, ale dzięki temu Migotka szybko sobie znalazła towarzystwo do zabawy. Powstawały więc i zamki z piasku i baseny i oczywiście błotko. Pisku i radości było co nie miara. 
W ubiegłym roku Tatko kupił sobie kajak dmuchany - przewidujący był bo kupił trzyosobowy. Strasznie o ten kajak byłam zła, bo stał w przedpokoju a nawet nie nadmuchany zajmował sporo miejsca. W końcu w tym roku Tatko go zwodował. Oczywiście uparł się, że zabierze Migotkę. Kupił dla niej porządny kapok i w sobotę Migotka pierwszy raz pływała kajakiem. Jak to ja przeżywałam to możecie się domyślać! Denerwowałam się bardzo, bo uważam że jest na to za mała. Pierwsze pływanie było tuż przy brzegu, ale Migotka była tak grzeczna i słuchała Taty we wszystkim, że pozwoliłam, żeby stopniowo zaczęli się oddalać od brzegu. Tatko pływał bez kapoka, żeby w razie czego nie ograniczał mu ruchów, ale na szczęście nic się nie stało i nie musiał bawić się w ratownika. Migotka była zachwycona. MB też był zachwycony tyle, że piachem, więc ja spędzałam czas pilnując żeby MB za dużo piachu nie pożarł. Planujemy wyjazd nad morze, ale zaczynam się zastanawiać, czy to dobry pomysł. W Sielpi rozkładaliśmy koc w cieniu drzew i było bardzo przyjemnie a tam już niestety nie będzie takiej możliwości. MB jest już za bardzo mobilny i ciężko go pilnować. Gdy był młodszy było łatwiej. 









środa, 2 lipca 2014

Urodziny Tatki

Już za nami. Ważne, bo okrągłe a konkretnie to czterdzieste. Od kilku dni uczyłam Migotkę w tajemnicy piosenki z "Czterdziestolatka". I wyobraźcie sobie, że dotrzymała tajemnicy - dzielna dziewczyna. Na szczęście Tatko teraz dużo pracował i w domu był tylko gościem, co znacznie nam ułatwiło naukę. Tatko był wzruszony, Migotka szczęśliwa a ja dumna z Migotki, że tak dzielnie się spisała. Tatko nie lubi tortów ani żadnych ciast z masami, więc upiekłam zwykłego murzynka w tortownicy, żeby kształt miał odpowiedni. I tak na świętowaniu minął nam weekend.