wtorek, 1 kwietnia 2014

Koniec choroby

I mnie wirus nie ominął. Przez trzy dni zmagałam się z gorączką i przegrałam. Straciłam pokarm i skórę pod nosem. Męczyłam się strasznie. Pierwszy gorzej zaczął się czuć MB i musiałam znowu iść z nim do lekarza. W czwartek Migotka stwierdziła, że jest jej zimno. Myślałam, że mówi tak, bo ja przez dwa dni miałam straszne dreszcze i chodziłam w polarze a tu niespodzianka Migotka miała 38,6. To był dzień, w którym miała skończyć antybiotyk. Zadzwoniłam do lekarki i kazała mi ją obserwować przez noc, czy nie pojawią się duszności i przyjść rano do gabinetu. Na szczęście na płucach było czysto. Bałam się, że antybiotyk nie pomógł a to był nowy wirus. Dziś byliśmy u naszej pani Doktor znowu. Ale tym razem wygląda na to, że w końcu po trzech i pół tygodniach jest lepiej. Maluchy maja tylko lekki katar. Możemy wychodzić na spacery i z leków zostały tylko psikadła do nosa i Aerius dla MB. Jestem zmęczona tym wszystkim. Było mi bardzo ciężko a moja choroba jeszcze to wszystko utrudniała. Bałam się o te moje dzieciaczki bardzo. Groźba szpitala wisiała nad nami ale wszystko dobrze się skończyło. Teraz muszę dom posprzątać i wyprać górę brudów. Dziś Tata pojechał do Warszawy. Ja sobie siedzę i odpoczywam, dzieciaki śpią. Cisza, spokój. Nikt nie kaszle, nikt nie rzyga, nikt nie płacze. Chwilo trwaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz