Udało nam się jednak pojechać na komunię mojej bratanicy. Do końca nie było wiadomo, czy dzieciaki wyzdrowieją a właściwie czy katar nie przekształci się w coś gorszego ale na szczęście tym razem się udało. Cieszę się, że mogłam z nią być w tak ważnym momencie. Prezent oczywiście się spodobał i to bardzo, bardzo. Ten zachwyt w oczach wart jest każdych pieniędzy. Od dwóch tygodni mój brat mieszka w nowym mieszkaniu także zaliczyliśmy jeszcze parapetówkę. Pogoda dopisała, było ciepło i słonecznie. Migotka nie chciała wracać do domu a MB jak zawsze był grzeczny i uśmiechnięty. Tatko nie mógł iść na urlopie do pracy, bo było za daleko, dzięki czemu jakoś przeżyliśmy ten wyjazd bez kłótni. Nauka dla mnie na przyszłość urlopy planować w miejscowościach odległych od miejsca zamieszkania co najmniej o 200 km. To tyle na dziś. Opiszę więcej później jak rozpakuję torby i ogarnę wszystko od nowa. Czuję się tak jak by mnie w domu nie było z miesiąc a prania mam tyle jak bym nie prała ze dwa.
Super, że tak miło udało Ci się spędzić czas :)
OdpowiedzUsuńFajny czas :) Tylko szkoda, że teraz dużo obowiązków :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój blog i zostanę, jeśli pozwolisz :)
Pozdrawia Nowa Czytelniczka :) Buziaki :*
czekamynacud.blog.pl
Bardzo mi miło, że do mnie zaglądasz :)
Usuńdoskonale rozumiem co oznaczają takie powroty ze stertą rzeczy do prania. Ale najważniejsze, że wszystkim się podobało :)
OdpowiedzUsuń