sobota, 24 maja 2014

Było, minęło...

To po kolei.

Udało nam się jednak pojechać na komunię mojej bratanicy. Do końca nie było wiadomo, czy dzieciaki wyzdrowieją a właściwie czy katar nie przekształci się w coś gorszego ale na szczęście tym razem się udało. Cieszę się, że mogłam z nią być w tak ważnym momencie. Prezent oczywiście się spodobał i to bardzo, bardzo. Ten zachwyt w oczach wart jest każdych pieniędzy. Od dwóch tygodni mój brat mieszka w nowym mieszkaniu także zaliczyliśmy jeszcze parapetówkę. Pogoda dopisała, było ciepło i słonecznie. Migotka nie chciała wracać do domu a MB jak zawsze był grzeczny i uśmiechnięty. Tatko nie mógł iść na urlopie do pracy, bo było za daleko, dzięki czemu jakoś przeżyliśmy ten wyjazd bez kłótni. Nauka dla mnie na przyszłość urlopy planować w miejscowościach odległych od miejsca zamieszkania co najmniej o 200 km. To tyle na dziś. Opiszę więcej później jak rozpakuję torby i ogarnę wszystko od nowa. Czuję się tak jak by mnie w domu nie było z miesiąc a prania mam tyle jak bym nie prała ze dwa.

4 komentarze:

  1. Super, że tak miło udało Ci się spędzić czas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny czas :) Tylko szkoda, że teraz dużo obowiązków :)

    Podoba mi się Twój blog i zostanę, jeśli pozwolisz :)
    Pozdrawia Nowa Czytelniczka :) Buziaki :*

    czekamynacud.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. doskonale rozumiem co oznaczają takie powroty ze stertą rzeczy do prania. Ale najważniejsze, że wszystkim się podobało :)

    OdpowiedzUsuń