poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Obiecany post o dzikach

Trzeciego dnia pobytu Matka przeżyła szok i to nie jeden. Pięć minut drogi od naszego pensjonatu była mała plaża nad Zalewem Wiślanym. Lubiliśmy tam chodzić, bo po pierwsze było blisko, po drugie nie tłoczno, a po trzecie woda była znacznie cieplejsza niż w Bałtyku. Wybraliśmy się więc tam z dzieciakami, spacerkiem przez łąkę. Tak i nie tylko my mieliśmy takie plany, bo na końcu tejże łąki zobaczyliśmy dzika, który też szedł w stronę Zalewu. Babcia wzięła Migotkę i powiedziała, że wraca do pensjonatu. Próbowałam ją przekonywać, że dzik już sobie pobiegł i nie ma się czego bać, ale mnie nie słuchała. Dziadek i ja postaliśmy jeszcze chwilę i zastanawialiśmy się, czy jeszcze chwilę poczekać aż dzik się oddali, czy już iść nad Zalew. Popatrzyłam w bok i zamarłam - pół metra ode mnie stał drugi dzik i patrzył się na nas. Spojrzeliśmy sobie z dzikiem  głęboko w oczy i nogi się pode mną ugięły. Nie wiedziałam co mam robić, obok stał Dziadek trzymający na rękach mojego syna zupełnie nieświadomy obecności dzika. Nie wiedziałam jak należy się zachować w takiej sytuacji. Po głowie kołatała mi się tylko piosenka z "Akademii Pana Kleksa" - "Dzik jest dziki, dzik jest zły..." ale w pobliżu żadnego drzewa nie było tylko krzaki, a poza tym Matka wyszła z wprawy i zanim by się wspięła na drzewo to dzik już by ją dawno dopadł. Spokojnym głosem poprosiłam Dziadka, żeby powoli szedł w stronę pensjonatu a ja dalej stałam w miejscu i patrzyłam dzikowi w oczy. Na szczęście Dziadek widząc moją minę nie zadawał zbędnych pytań tylko z MB na rękach powoli się oddalił. Gdy był już przy pensjonacie ja też spokojnym krokiem, tyłem poszłam za nim, nie spuszczając wzroku z dzika. Na szczęście dzik nie ruszył się nawet o centymetr. Nie wiem co bym zrobiła gdyby było inaczej, pewnie wzięłabym atak na siebie. I tak to właśnie Matka przeżyła szok pierwszy. Szok drugi przeżyłam gdy opowiadałam Pani Zosi (właścicielce pensjonatu) naszą przygodę. Pani Zosia popatrzyła na mnie jakby nie rozumiała, czym ja się tak właściwie przejmuję i powiedziała " przecież dziki są jak psy tylko fajniejsze, bo nie gryzą". Cóż miałam na to odpowiedzieć? Od tamtej chwili nad Zalew chodziliśmy nie przez łąkę tylko na około wzdłuż drogi. Zajmowało to piętnaście minut, ale dzików już na tej trasie nie spotkaliśmy, chociaż kilka razy je słyszałam. Tatko żałował, że się wtedy z nami nie wybrał nad Zalew i przez kilka dni z aparatem biegał po łące, ale nie udało mu się spotkać dzika  (chyba już zaczynał wątpić w naszą opowieść) aż w końcu wybrał się nami na koncert "Lata z Radiem" i zobaczył jak w samym środku Krynicy Morskiej chodził po deptaku dzik. Tym razem pierwsza wypatrzyła go Babcia. Tatko wydał z siebie jęk, bo nie zabrał z domu aparatu.. Na szczęście miał kamerę, zdjęcia z niej są bardzo marne ale filmik ma i się cieszy. Po koncercie dziadkowie zostali jeszcze na kolacji w restauracji a my wracaliśmy do domu z dzieciakami i nagle na chodnik weszły trzy dziki. Tatko był zachwycony (bo w końcu po tygodniu biegania po łąkach zobaczył tyle dzików) a ja przerażona, bo nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, że skoro on jak był sam to dzików nie spotykał a jak idzie ze mną to nagle widzi całe stada, to może ja te dziki przyciągam, czy co...Na swoje nieszczęście podzieliłam się z mężem tym przypuszczeniem i on niewdzięcznik wymyślił, że mnie będzie myśliwym wynajmował i zarobi mnóstwo pieniążków.

2 komentarze:

  1. "Dziki są jak psy, tylko fajniejsze, bo nie gryzą"- hasło roku normalnie! Ostatnio zastanawiamy się nad tym, by wziąć psa ze schroniska, ale sądzę, że chyba jednak stanie na małym dziku. W końcu nie gryzą, więc będę mogła spać spokojnie:). A poważnie, to gdybym zobaczyła dzika w pobliżu kilku metrów ode mnie, padłabym na zawał!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj biedna ciągle w lesie siedzieć, może Ty pachniesz jak żołędzie i dlatego tak ciągną do Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń